W naszym Bractwie istnieje pewien proces inicjacji – jedną z jego części jest wykonanie zadania, które może być czymkolwiek. W moim przypadku było to wygłoszenie autorskiego monologu na temat BCS, który (niemal w całości) możecie przeczytać poniżej.
Adapciak Bractwa Czapki Studenckiej UJ! By – cytuję: „bawić się, nawiązać nowe znajomości, odkryć fascynujący świat tradycji studenckich i po prostu odpocząć na łonie natury”.
Zapisując się na to wydarzenie liczyłam na spędzenie miło czasu i oswojenie się z myślą studiowania. Po pierwszym spędzonym z Bractwem dniu wiedziałam już, że utonęłam, wpadłam, nie ma dla mnie ratunku. Do głowy i serca przykleiła mi się mentalna czapka.
Ale od początku – zaczęło się od poszukiwania jakichś informacji w Internecie – spodobała mi się idea śpiewnika, a i czapki w sumie ładnie wyglądały, ludzie na zdjęciach się uśmiechają, może będzie fajnie.
No dobra, od razu zakochałam się w idei czapki – ale nie sądziłam wtedy jeszcze jak bardzo. Uznałam, że to coś w stylu harcerzy na studiach – chodzą po górach, śpiewają przy ognisku, reprezentują uczelnię na wyjazdach. Może nie znajdę tam towarzyszy do piwa, ale nie samym alkoholem student żyje.
W obu kwestiach się pomyliłam ;P – czego dowiedziałam się już na wykładzie inauguracyjnym, który uznaję, za swój pierwszy wykład na tej uczelni. (…)
Zakochałam się w tym towarzystwie na tyle, że jak ktoś mnie teraz pyta o czapkę, ma co najmniej dwadzieścia minut wycięte z życiorysu, co potwierdzić może cały „wydział edytorstwa”. Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, dzień przed inauguracją roku, gadałam jak nakręcona katarynka.
Kiedy dostałam od mojego kochanego papy za zadanie mówić o Bractwie zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, co właściwie tak bardzo mnie tutaj przyciągnęło. Atmosfera jest cudowna i niepowtarzalna – w powietrzu aż czuć dobrą zabawę… i nie tylko, ale to nie to. Cała otoczka – zwyczaje, tradycje, łacińskie zwroty (przy okazji, wciąż uważam, że więcej łaciny nauczyłam się przez tydzień spędzony z Bractwem nić podczas pół roku lektoratu) – to wszystko także miało wpływ na moją obecność tutaj.
Ale choć może się to wydać sztampowe, to zatrzymali mnie tu ludzie, których poznałam. Tacy, którzy śmieją się z moich wpadek, tacy, którzy dogryzają na każdym kroku, tacy, którzy potrafią być nieraz cholernie irytujący. Dlatego, że są jednocześnie ludźmi, którzy zdążyli mi okazać niebywałe wsparcie oraz przyjaźń – rozśmieszając, uspokajając, pocieszając, rozmawiając do późna w nocy, motywując albo po prostu będąc, gdy akurat tego potrzebowałam.
Jak to możliwe, że w jednym miejscu znalazłam aż tak wiele wspaniałych osób? Wyciągnęłam jeden wniosek – czapka nie jest dla normalnych ludzi. Trzeba mieć fioła, być rąbniętym, zbzikowanym, zwariowanym, niezrównoważonym, postrzelonym, stukniętym – nadzwyczajnym, żeby nadawać się do tego towarzystwa.
Jestem dumna, że się tu znalazłam, jestem zaszczycona mogąc nazwać się przyjaciółką wielu z tych osób, jestem szczęśliwa, bo tutaj mogę być sobą.
UJ nie był moim pierwszym wyborem, mimo racjonalności żyłam marzeniami o szkole artystycznej. Teraz dziękuję losowi, że tak się stało. Wtedy nie miałabym tylu wspaniałych wspomnień: nigdy nie spróbowałabym kabanosów z nutellą, nie poznałabym Izolatora Boguchwały, nie miałabym okazji siedzieć i spaść z cudownego drewnianego koziołka i pewnie do głowy by mi nie przyszło picie Maryjki – prawdopodobnie też nie dostałabym woskiem w oko, zaoszczędziłabym całkiem sporo na alkoholu i posiadała więcej niż ćwierć z przysługującej jednostce „godności człowieka”, ale wolę skupić się na pozytywach.
Czuję, że już teraz wiele zawdzięczam Bractwu – ba! Ja jestem mu wiele dłużna! I uprzedzając pytanie, już jakiś czas temu wybrałam trzy słowa opisujące, czym jest dla mnie BCS – rodzina z wyboru.
Paulina „Koziołek” Kozioł