Szukałam jej przez całe moje studia. Nagle – jest! Mówią, że reaktywowana. Niezupełnie. Trochę przyszywana, trochę reaktywowana. Czapka studencka UJ.
Jak to się stało?
Wieść gminna niesie, że pewien student medycyny, przybity programem zajęć (i tym wszystkim, co studenta medycyny przybić może), zapragnął poczuć, że należy do braci studenckiej. Zasmakować „studenckiego życia”: beztroski, rozrywek towarzyskich, niebanalnych spotkań z interesującymi ludźmi.
Wszystko to stało się udziałem innego studenta medycyny. Będąc za granicą, został on wręcz porwany przez karnawałowy tłum pląsających studentów, którzy na głowach mieli śmieszne czapki, naszpikowane różnego kształtu i koloru przypinkami.
Mówiąc krótko: udało się połączyć doświadczenia i chęci obu młodzieńców, nadać sprawie określony kształt, a nawet – znaleźć jakieś antecedencje na rodzimym gruncie.
Czapka, a nie dekiel
Jak zgodnie wyjaśniają pomysłodawcy, czapka studencka nie nawiązuje, ale jest kontynuacją zwyczaju noszenia przez studentów czapek z daszkiem, w kolorach odpowiednich do barw wydziału. Zwyczaj wziął się od XIX-wiecznych szkolnych mundurków niemieckich. Był całkowicie demokratyczny, bowiem nie wiązał się z kwestią pochodzenia (np. szlacheckiego) studenta ani też z ceremoniałem inicjacyjnym. Przez lata czapka stanowiła jeden z atrybutów studenckiej codzienności wszystkich uczelni. Sytuacja ta zmieniła się po wydarzeniach roku 1968, kiedy władza postanowiła osłabić skonsolidowane środowisko akademickie. Czapka była dla studentów elementem integrującym oraz jednym z ich znaków rozpoznawczych, a więc należało ją ośmieszyć i w efekcie – zlikwidować.
Reaktywacja
Dziś idea noszenia czapki szczęśliwie wróciła na Uniwersytet Jagielloński i została szczęśliwie podchwycona przez kolejne uczelnie. Młodzi studenci wciąż patrzą nieufnie na przebierańców, starsi zaś spoglądają na nich z dumą i łezką w oku, przyklaskując każdej, nawet słabo zaplanowanej inicjatywie.
Co się kryje pod podszewką?
Pomysłodawcy i twórcy Bractwa Czapki Studenckiej pragną przywrócić czapce jej dawną popularność i integrującą funkcję wśród studentów wszystkich uczelni. Jednak to nie wszystko. Wskrzesiciele tradycji z ogromnym entuzjazmem zbierają wszelkie informacje i ślady związane z kulturą studencką, jej wybrykami, folklorem, kuriozami. Z płonącymi uszami gromadzą zdjęcia czapkowiczów z poprzednich dekad, odgrzebują dokumenty mówiące o rozrywkach środowiska szkolarskiego (np. o średniowiecznych walkach kogutów w Krakowie), dawnych strategiach związanych z zaznaczaniem własnej tożsamości przez ubiór czy ceremoniał, inicjatywy krajoznawcze aż po twórczość, której to, komu jak komu, ale studentom – trudno odmówić.
Czapki europejskie – nowy wulkan pomysłów
Bardzo ciekawym elementem odzyskującego rozmach ruchu są kontakty międzynarodowe. Z ogromnym zaskoczeniem Bractwo Czapki Studenckiej odkrywa różnorodność analogicznych organizacji w innych krajach Europy. Tuna hiszpańska, belgijska calotte czy francuska faluche, korporacje z Litwy i innych krajów to z jednej strony poznawanie historii poszczególnych ruchów (również – kształtów czapek lub innych elementów ubioru), a z drugiej – potwierdzenie, że pewne studenckie zachowania są wspólne bez względu na przynależność polityczną i moment historyczny.
W tym świetle zupełnie naturalne wydaje się skojarzenie ze średniowiecznym ruchem goliardzkim, związanym z narodzinami poczucia możliwości zmiany statusu społecznego za sprawą wykształcenia oraz z celebrowaniem młodości, wykorzystywaniem czasu studiów nie tylko na naukę, ale przede wszystkim na wesołe spędzanie czasu i inteligentną rozrywkę.
Joanna Lorenc