Fragment artykułu „Czapki z głów”, Polityka – nr 51 (2535) z dnia 2005-12-24; s. 28-31. Zdzisław Pietrasik.
Dekle przeciwko pałkom
W marcu 1968 r. przeciw czapkom studenckim ruszyły uszatki i berety, w jakie wyposażony był tzw. aktyw robotniczy, przede wszystkim zaś milicyjne czapki i hełmy zapięte pod brodą. Czapki studenckie, tzw. dekle, nie były już od dawna w modzie, ale teraz pojawiły się masowo na ulicach akademickich miast. (Prywatna branża czapkarska znowu stanęła na wysokości zadania). Wyróżnić się, znaczyło wówczas – wystawić się na cel, bo milicyjne pałki były w ciągłym pogotowiu. Ale młodzież akademicka nie chciała brać udziału w obowiązkowej rewii masek, o której w wierszu „Salon mód” tak pisał jeden z czołowych poetów Nowej Fali Leszek A. Moczulski:
„Salon twarzy, salon mód
Otwieramy, zamykamy.
Dać minimum pesymizmu.
Duży wybór optymizmu
W nienagannym ruchu w przód”.
Czapki studenckie stają się ponownie modne w ostatnich latach, ale już nie „w ogóle”, lecz jako znak wyróżniający korporacje studenckie, których jest w Polsce kilkanaście i każda ma swoje barwy. O odrodzeniu przedwojennych korporacji pisał niedawno tygodnik „Ozon”. „Korporacja jest elementem społeczeństwa obywatelskiego – mówi jeden ze zrzeszonych studentów. – Wymaga postawy obywatelskiej i patriotyzmu. Nie w rozumieniu Młodzieży Wszechpolskiej, tylko następującym: to jest mój kraj, nie mam zamiaru go opuszczać, chcę tu pracować i budować coś trwałego”.
Jak ludność postrzega korporantów w ich tradycyjnych deklach? Nieufnie. Zdarzają się zabawne nieporozumienia. Jak można było przeczytać w „Ozonie”: „Bywają brani za masonów, Żydów, harcerzy, członków bractw piwnych lub towarzystw wzajemnej adoracji. Zdarza im się dostać od dresiarzy w twarz za noszenie dekli”.
Czasy się zmieniły, ale nie aż tak bardzo, jak nam się czasem wydaje.