„Na bakier” – artykuł z 1985 z tygodnika studenckiego „itd” nr 51-52
Przepisał: Paweł Mucha;
Obróbka graficzna: Tadeusz Hessel
Artykuł udostępnił: PPUH Cymar Jacek Cywiński, Jan Marciniak
Pan Cieszkowski którego firma obchodziła jubileusz 120-lecia, nie zgadza się z tym dziwnym zwyczajem czy modą, który każe chodzić bez nakrycia głowy. W jego małym pawilonie zestaw czapek jest taki , że wybrać coś i kupić może każdy, z gwarancją, iż czapka służyć mu będzie latami. Na tę pewność klienta pracował dziad mistrza Cieszkowskiego , jego ojciec i już ponad 40 lat – on sam. Jedno „ale” – w tej najstarszej warszawskiej firmie czapniczej nie można kupić czapki studenckiej. Dlaczego? Mistrz rozkłada ręce: jeśli ma się tylko 2 pracowników to zrobić wszystkiego nie można. Przyznaje jednak, że zaraz po wojnie wyrabiał czapki studenckie. Mniej więcej wtedy gdy na politechnice studiował jego syn.
– W latach pięćdziesiątych młodzież demonstracyjnie bojkotowała czapki. Syn – wspomina pan Cieszkowski – nosił ją tylko na moją prośbę.
I dziwi się tą zmiennością mody; mody czy obyczaju?
– Bo przed wojną, proszę pana – tłumaczy – noszenie czapki studenckiej było jakby moralnym obowiązkiem i zaszczytem. Jeszcze przyszły student nie znał wyników egzaminów a już zamawiał sobie czapkę w barwach przyszłej uczelni. Właśnie „w barwach”. Mało który student wie dzisiaj co to był korporancki dekiel czy bratniacka rogatywka, nie mówiąc już o jego własnych, przypisanych faktem studiowania na wydziale, na przykład elektrycznym Politechniki Poznańskiej fasonie i szczegółach kolorystycznych przysługującej mu studenckiej czapki. A, że ta jego musi być ciemnowiśniowa z popielatym otokiem i białym sznurkiem nad czarnym daszkiem nie ma się nawet od kogo dowiedzieć. Jeśli jednak uprze się, przewertuje kronikę, zanudzi pytaniami pedla i wreszcie dowie się, to żeby kupić czapkę czeka go jeszcze długa droga. I to w sensie dosłownym, gdyż najbliżej Poznania wyrabia czapki studenckie mistrz Cywiński z Warszawy.
Pan Cywiński, Aleje Jerozolimskie 61, w małej klitce na piętrze zrobi wszystko – nawet studenckie czapki, których innym mistrzom szyć się podobno nie opłaca. Jednak kilkumetrowa powierzchnia sklepiku-pracowni nie pozwala na wyrabianie czapek dziesiątkami, stawianie ich na półkach i czekanie na klientów. Z trzech – co najmniej – powodów: raz, że fasonów czapek jest kilkanaście, dwa to kwestia różnych rozmiarów i trzy – brak klienteli. Dlatego do pracowni Cywińskiego trzeba po czapkę studencką przyjść co najmniej dwa razy. Najpierw ją zamówić, tzn. ustalić kolor denka, otoku, sznurka oraz rozmiar, a następnie, w terminie 2,3 tygodni – odebrać. Czasem zdarza się, że przyjechać trzeba kilkukrotnie. Student Politechniki Warszawskiej zamarzy na przykład o dokładnie takiej samej czapce, jaką nosił w trakcie studiów jego ojciec lub dziadek. Ośmiokątną, brązową w odcieniu wiśniowym z fibrowym daszkiem i aksamitnym otokiem. Pan Cywiński zamówienia – owszem przyjąłby, ale gdzie on taki brąz-wiśnię dostanie? Dlatego proponuje klientowi zbliżone odcienie, lub prosi, żeby materiał kupił sam; a najlepiej skrzyknął jeszcze kilku kolegów i wyprosił te kilka metrów sukna w fabryce (najbliższa w Sieradzu). Niektórzy, chcąc utrafić w kolor i odcień, przynoszą matczyne spódnice i koszule. Czasem zdarza się rarytas, niedawno klient przyniósł czapkę studencką dziadka, zachowaną w tak dobrym stanie, że wystarczyło tylko zmniejszyć rozmiar – głowa nie ta, śmieje się mistrz! – i po kłopocie. Najtrudniej jednak – zdaniem Cywińskiego – znaleźć czapki dla studentów SGPiS. Gdzie dzisiaj dostanie pan zielony aksamit – narzeka mistrz, który ostatnie kilka metrów kupione w trakcie urlopu w Stargardzie, zużył już był przeszło miesiąc temu. Jeden metr materiału – zależnie od szerokości – wystarczy na 5-6 czapek, za które bierze, jak twierdzi, na granicy opłacalności – 600 zł za sztukę (przed wojną 5 złotych, w 1968 – 50 złotych). I wspomina stare czasy, kiedy to znając numer fabryczny jednego z setki odcieni zamawiało się po prostu w wytwórni i po kilku dniach przychodził towar. A teraz? Najpopularniejsze czapki studenckie – białe rogatywki, które denka powinny mieć z wysokiej jakości sukna – robi się z materiału przeznaczonego dla szewców. Cierpi z tego powodu mistrz Cywiński; narażona jest na szwank i jego duma zawodowa, ale cóż poradzi. Mógłby – czasem zdarza się – kupić właściwe sukno, ale wtedy cena czapki wzrosłaby wielokrotnie. Również farbowanie się nie opłaca. W tym przypadku nie chodzi już o to, że farby są drogie, ale nie ma czego farbować, bo kiepskie są materiały, które na dodatek szybko płowieją; czasem nawet jeśli materiał na czapki jest źle zafarbowany, to brudzi włosy, kołnierz – szkoda fatygi.
Pan Cywiński niedawno odtwarzał czapki gimnazjalne: Zamojskiego i Władysława IV. Korzystając z opisów, fotografii i doświadczenia odrobił „jak żywe” konfederackie czako gimnazjalistów Górskiego. Udało mu się nawet utrafić w odcień. Dumny ze swej pracy cieszy się, że może pomóc szkołom w przypominaniu tradycji. Żeby tylko mieć właściwy materiał. Stowarzyszenie Wychowanków Zamojskiego na przykład dostarcza mu sukno wprost z fabryki. Stąd też tylko u nich czapka z zeszłego tygodnia jest taka sama jak ta przed laty. – Taki odcień to niby drobiazg, ale przecież chodzi o tradycję – upewnia się mistrz Cywiński. Z uczniowskiej, gimnazjalnej tradycji wywodzić należy rodowód czapki studenckiej. Prócz elitarnych gimnazjów, jak wspomniany już Górski, którego wychowankowie nosili czapki na wzór konfederackich, uczniów szkół średnich rozpoznawało się zwykle po czapkach granatowych z fioletowym otokiem i złotym sznurkiem nad czarnym fibrowym daszkiem. Studenckich zaś czapek było tyle ile uczelni. Z czasem ustalał się zwyczaj; zmieniał i dopasowywał kształt i kolor. Ich wzory powstawał na krótko przed lub po uzyskaniu niepodległości. Stąd nieprzypadkowo pierwsze czapki studenckie zawierały w sobie barwy narodowe. Dla ich właścicieli były symbolem, dlatego zwyczaj ten tak szybko się przyjął, mimo że studenci w przeciwieństwie do młodzieży gimnazjalnej nigdy nie mieli obowiązku noszenia czapki. Na uniwersytecie Jagiellońskim na przykład do 1939 roku studenci mogli nosić (i nosili) prócz bratniackiej rogatywki jeszcze korporancki dekiel. Do wyboru na różne okazje.
Rogatywka – miękka, szyta z przedniej jakości białego sukna buła z biło-czerwonym aksamitnym otokiem (ogólnouniwersytecka); prócz niej studenci poszczególnych wydziałów mogli nosić „swoje” czapki: na prawie z czarnym otokiem, granatowym na wydziale filozoficzno-historycznym; wydział rolniczy miał otok brązowy, a medycy przyjęli dla swojej rogatywki otok czerwony. Natomiast kapiące od złota i wymyślnych haftów dekle nosili członkowie korporacji, tj. wzorowanych na zwyczaju studentów niemieckich organizacji zrzeszających maksimum kilkudziesięciu członków poddanych ścisłemu regulaminowi. Ich członkowie dzielili się na trzy stopnie: fuksów, barwiarzy i komiltonów. W Wilnie na Uniwersytecie im. Stefana Batorego każda korporacja miała swój polityczny, czasem narodowościowy charakter. Najstarsza – jak wspomina Jerzy Putrament – była założona w 1928 roku „Polonia”, której komiltonowie nosili dekle amarantowe z otokiem białym i niebieskim. Druga z rzędu była „Batoria”, wierzch niebieski. Trzecia „Leonidania” z deklem ciemnozielonym. Następna to „Polesia” w barwach niebiesko-czerwonych. Prócz tego katolicka „Concordia”, kilka korporacji narodowościowych, na przykład ukraińska, ”biała” rosyjska w czarnych – dla odmiany – deklach, białoruska – „Skorinia” nazwana tak na cześć białoruskiego mistrza drukarskiego z XVI w. Skoryny. Była nawet nieliczna korporacja żydowska.
Co nam zostało z tych tradycji? Zwyczaje korporacji – w bardzo dalekim przybliżeniu – kontynuują karczmy piwne AGHowskich górników, które wśród tradycyjnych obrzędów przyjmują do swego grona najmłodszych studentów. Nie wyróżnia ich jednak strój – niegdyś główny wabik i element przetargowy korporacji; mało tego – barwy górnicze: czarna rogatywka z zielonym otokiem – nie obowiązują nawet na corocznych „karczmach”, gdzie zastępują je specjalnie na te okazje zamówione kufle.
A inne uczelnie? Po wojnie przyjęto nosić bratniackie rogatywki z kolorowymi otokami charakteryzującymi poszczególne wydziały. Przyjął się zwyczaj, iż białe czapki noszą studencki uniwersytetów oraz w niektórych ośrodkach akademickich (Warszawa, Poznań) studiujący na Akademiach Medycznych, które odłączyły się od swoich macierzystych uczelni. Nie jest to regułą, gdyż krakowscy medycy na przykład noszą czapki w kolorze bordo z takim samym otokiem (wydz. lekarski) lub otokiem granatowym – farmacja. Również na Akademii Rolniczej w Poznaniu i Olsztynie przyjęto jako swój symbol białą rogatywkę. Ale już kolor Akademii Rolniczej w Krakowie mimo, że przeszczepiony z uniwersyteckiego pnia, jest brązowy z kolorowymi otokami wydziałów. Studenci warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego noszą natomiast tradycyjnie beżowe maciejówki z barwami poszczególnych wydziałów na otokach, które – tu ciekawostka – nie pokrywają się z kolorami bratnich wydziałów innych uczelni rolniczych. Do przedwojennych barw nie nawiązują kolory wydziałów UJ za wyjątkiem prawa, którego otok jest i był czarny. Ciekawą metamorfozę natomiast przeszedł symbol słuchaczy wydziału teologicznego. Przed wojną obowiązującym kanonem były tam miękkie czarne kapelusze , dziś dla KUL pan Cywiński szyje białe rogatywki z czerwonym otokiem i sznurkami w dwóch kolorach: białym i żółtym. Również warszawska ATK nawiązała do tradycji bratniackiej rogatywki. Studenci teologii na przykład rozpoznają się po fioletowym otoku, co może rodzić nieporozumienie gdyż taką samą czapkę ma prawo nosić studentka filologii Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Takich nieporozumień i niekonsekwencji można byłoby znaleźć więcej. Wynikają one stąd, że większość kolorów jest już zajęta i na przykład studentom krakowskiej WSP, którzy zastanawiali się, jaką czapkę chcą i mogą nosić wyszło na to, że wolny jest rudy i fiolet. A co mają powiedzieć Siedlce i Zielona Góra, Kielce i Białystok? Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu wybrał barwy Uniwersytet im. Stefana Batorego w Wilnie – otok biało-czarny z czerwoną lamówką. A czym odróżniać się będą od siebie studenci uniwersytetu w Szczecinie i (przyszłego) w Białymstoku?
Jednak problem ten – trzeba jasno powiedzieć – właściwie istnieje tylko na papierze. Gdyż niewielki procent (wg mistrza Cywińskiego – 2 procent) studentów nosi w ogóle swoje czapki. Zapytani – dlaczego? Zazwyczaj wzruszają ramionami. Nie wszyscy znają na tyle historię (?), by znaleźć sobie takie wytłumaczenie jak na przykład studenci Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, którzy stojąc w okopach egalitaryzmu wskazywali jednocześnie z niechęcia na endecki smrodek dobywający się z tego czczonego przez innych symbolu. Demagodzy – bo tak między nami mówiąc to ich niechęć do czapki studenckiej wzięła się stąd, iż jeden z przedwojennych mistrzów szyjących jeszcze rogatywki dla „panów studentów”, ich wydziału po prostu „nie uważa”. Nie przekonuje go legitymacja i indeks, nieodmiennie twierdzi, że jeśli przed wojną takiego wydziału nie było, to i teraz być nie może.
Dzisiaj na ulicy czapek studenckich widzi się niewiele. A szkoda bo był fason studencki – właśnie w noszeniu czapek, w różnym ich modelowaniu i układaniu. Nosiło się je – wspomina Alojzy Sroga początku lubelskiego Uniwersytetu km. Marii Curie– Skłodowskiej – i do wojskowego szynela i do cywilnej kurtki. Nosiły dziewczęta, nosili chłopcy… Oczywiście – każdy wydział musiał się czymś odróżnić dlatego nosiliśmy na samym dole czapki wąziutkie otoki: wydział matematyczno-przyrodniczy – szare, lekarskoweterynaryjny – ciemnozielone, lekarski – granatowe, farmaceutyczny – czarne, natomiast rolny , który również pretendował do koloru zielonego, w sytuacji, gdy ten kolor był już zaanektowany przez weterynarzy – poprzestał na czapce bez otoku, za to ze złotym sznureczkiem. Z rozrzewnieniem wspominam te czasy, gdy miasto przypominało widok pól. Tak jest – pól, pełnych czerwonych kwitnących maków, albo coś w tym rodzaju. Sprawiały to nasze studenckie czapki. Wygoda z tymi czapkami była zresztą olbrzymia – nie tylko od razu określała, z kim ma się przyjemność, nie tylko okrywała głowę w słotę, ale i świetnie spełniała rolę… szczotki do butów. Czy dzisiaj studenci butów nie czyszczą, wspomnień nie czytają, obyczaju nie znają? Czy poprzestali być dumni z faktu, że dostali indeks, a że „z tradycji” nie ma zaliczenia, więc znać jej również nie muszą? Faktem jest, że większości to nie interesuje. Chyba, że jest potrzeba zamanifestowania, że my to MY, i konieczności zwarcia szeregów na kolejnym historycznym zakręcie. Wtedy nadchodzą ciężkie dni dla mistrzów Cywińskiego z Warszawy oraz Kurzydły i Krajewskiego z Krakowa, którzy dwoją się i troją, żeby, broniąc honoru polskich czapników, sprostać zamówieniom. Ale studenci budzą się rzadko; takie chwile przychodzą nieczęsto. Trwają miesiąc, dwa; czasem rok – nie dłużej. Potem sezon się kończy i do pracowni mistrza Cywińskiego wpadnie tygodniowo jeden, dwóch, czasem troje, rzadko więcej, studentów.
Franciszek Penczek
PONIŻEJ podajemy kolory czapek studenckich niektórych uczelni Krakowa, Warszawy i Poznania. Dla uproszczenia zapisu, po nazwie uczelni następuje w nawiasie kolor rogatywki (jeśli czapka ma inny fason, podajemy go w tym miejscu), dalej kursywą kolor wydziału i ewentualnie – sznurka. Suplement „barw” poszczególnych uczelni wydrukujemy w połowie przyszłego roku; do tego czasu prosimy zainteresowanych o podanie nam kolorów i fasonów swoich czapek, otoków, sznurków, znaczków etc. – słowem całej ukształtowanej tradycją symboliki. Dla niezdecydowanych i z „młodych” uczelni służymy radą i pomocą.
- Uniwersytet Jagielloński (BIAŁA): jasnogranatowy – w. filolog.; amarantowy – w. filoz.-histor.; fiolet – mat.-fiz.-chem.; zielony – BiNoZ; czarny – prawo.
- Uniwersytet Warszawski (BIAŁA): amarantowy.
- Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Poznań (BIAŁA): fiolet – w. filolog.; niebieski – histor.; czerwony – mat.-fiz.-chem.; zielony – BiNoZ; czarny – prawo; popielaty – nauk. społ.
- Uniwersytet im. M. Kopernika, Toruń (BIAŁA): biało-czerwono-czarny.
- Politechnika Krakowska (POPIELATY): granat – architektura; czerwony – mech.; czarny – budowlany.
- Politechnika Warszawska (BRĄZ-WIŚNIA, ośmiokątna)
- Politechnika Poznańska (CIEMNOWIŚNIOWA): niebieski, sznurki: zielony – bud. ląd.; niebieski – chemia; popielaty – elektryczny; granatowy – budowa maszyn; żółty – maszyny rolnicze i pojazdy.
- Akademia Górniczo Hutnicza (CZARNY): zielony – pion górniczy; czerwony – pion hutniczy; niebieski – inne.
- Akademia Medyczna, Kraków (BORDO): bordo – w. lekarski; granatowy – w. farmacji.
- Akademia Medyczna, Warszawa (BIAŁA): czarno-czerwono-czarny – w. lekarskie; czarno-żółto-czarny – w. farmacji.
- Akademia Medyczna, Poznań (BIAŁA): granatowy.
- Akademia Rolnicza, Kraków (BRĄZ): żółty – w. ogrodniczy; bordo – zootechniczny; jasnozielony – w. rolno-techn. i żywienia; granatowy – w. techn. i energet. roln.; błękit – w. melioracji i geodezji.
- Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego – AR, Warszawa (BEŻ – aksamitna okrągła): beżowo-granatowy – w. zootechniki i weterynarii; beżowo-zielony – w. leśny, techn. drewna, techn. roln.; beżowy – w. rolny, ek. rolnej, techn. żywienia; beżowo-czerwony – w. ogrodniczy; beżowo-niebieski – w. melioracji.
- Akademia Rolnicza, Poznań (BIAŁA): zielony.
- Akademia Ekonomiczna, Kraków (ZIELONA): bordo.
- Akademia Ekonomiczna, Poznań (CIEMNOZIELONY): biało-czerwony.
- Szkoła Główna Planowania i Statystyki, Warszawa (ZIELONY – aksamitna okrągła): zielono-biało-czerwona, sznurek złoty.
- AWF, Kraków (BŁĘKIT): bordo.
- AWF, Warszawa (CIEMNOWIŚNIOWY): czarny.
- PWST, Kraków (CZARNA): brązowy.
- KUL, Lublin (BIAŁA): czerwono-biało-czerwony; sznurki: biały, złoty.
- ATK, Warszawa (BIAŁA): granatowy – filozofia; fiolet – teologia, czarny – prawo.