(Artykuł opublikowany w Forum Akademickim 04/2011)

Artykuł dedykuję prof. Zdzisławowi Gajdzie, dzięki któremu wpadliśmy na pomysł reaktywacji tradycji noszenia czapki studenckiej. Profesor stał się także naszym opiekunem i mentorem – cierpliwie słuchając naszych pomysłów. 28 stycznia 2010 jako pierwsza osoba w Polsce otrzymał od studentów (czyli od nas!) czapkę studencką honoris causa.

 

Od czego to się zaczęło?

Marzec 2009. Dwóch studentów drugiego roku medycyny – Kasper Krawet i Tadeusz Hessel – siedzi na wykładzie z obrazowania medycznego. Zazwyczaj mamy o czym rozmawiać, tak było i tym razem. Kasper był wyraźnie zafascynowany fragmentem książki prof. Zdzisława Gajdy „O ulicy Kopernika”. Oto ów fragment: „Wracajmy do studentów. Z czasem przywdziali aksamitne czapki. Dla każdego wydziału w innym kolorze, z wyjątkiem Wydziału Teologicznego (…). Medycy nosili czapki bordowe, z trupią czaszką nad lewą skronią, którą po wojnie zamieniono na równoramienny krzyż. Czapka nobilitowała. Za PRL-u wmówiono studentom, że to burżuazyjny przesąd. I wierzą w to do dziś – przestali nosić czapki”.

Nasz cel jest prosty – by czapka studencka wróciła na głowy studentów. Oczywiście nie wszystkich, bo nie chodzi o to, by kogoś do czegoś zmuszać czy też tworzyć mundurki dla młodzieży akademickiej. Przede wszystkim czapka powinna przestać szokować. Studenci powinni wiedzieć, co ona oznacza i że nie jest to bynajmniej czapka harcerska.

Drzeworyt przedstawiający obrzęd beaniów – czyli otrzęsiny albo kocenie pierwszoroczniaków na średniowiecznych
i renesansowych uniwersytetach. W Krakowie beania zostały już zakazane przez rektora w XV wieku – głównie z tego powodu, że otrzęsiny zaczynały być tak ciężkie, że odstraszały kandydatów. Takiego „beana” czyli kota porywano do podkrakowskiej karczmy i więziono tygodniami w piwnicy. Taki delikwent nie dość, że był upokarzany podczas wielu prób, to w dodatku musiał jeszcze płacić swoim oprawcom za jadło i napitki!


Dzieje reaktywacji

Całą ideę reaktywacji napędzał mój pomysł zastosowania w czapce paru belgijskich i francuskich pomysłów. Dokładnie w lutym 2009 byłem w Besançon we Francji. W czasie dwóch i pół tygodni poznałem tradycje francuskiej czapki studenckiej. Odbyło się to parę tygodni przed rozmową z Kasprem na wykładzie.

Zobaczyłem, że nie jest ważna sama czapka, ale dołączone do niej wartości folkloru studenckiego, np. śpiewanie piosenek, przekazywanie sobie pinsów na czapki czy kultywowanie pewnych zwyczajów. Właściciel takiego nakrycia głowy miał na nim oznakowanie, gdzie i co studiuje, a dzięki czapkowym biesiadom mógł poznawać ciekawych ludzi z innych wydziałów. Zawstydziło mnie to, że z polskich piosenek znam tylko Hej, sokoły i Deszcze niespokojne . Koledzy i koleżanki z Besançon znali dziesiątki poważnych i mniej poważnych francuskich przyśpiewek i piosenek. Sam wiem, ile piosenek zna mój tata po studiowaniu w latach 80. w AGH. Ja studiowałem już drugi rok w UJ i nie znałem praktycznie nic.

W mojej głowie zaświtał pomysł – reaktywacja naszej czapki studenckiej z lekką pomocą gotowych już wzorców zagranicznych.

Osobną kwestią stała się także ewolucja czapki studenckiej – z symbolu bycia studentem stała się martwym „gadżetem”, wyciąganym z szaf organizacji studenckich podczas inauguracji roku, apeli i pogrzebów profesorów. Dla wielu studentów znaczyła ona tyle, co jakiś sztandar i nic więcej.

Nie wnikam, dlaczego tak się stało, bo sam do dzisiaj szukam przyczyn zaginięcia obyczaju noszenia czapki, ale w momencie, gdy zagościła ona tylko i wyłącznie na półkach, przeżyła drugą śmierć. Dlaczego? Bo wkładający ją student nawet nie był jej właścicielem. Nie obwiniam tutaj nikogo – stwierdzam fakt, bo dla wielu osób czapka nie powinna wychodzić poza te ramy. Zaznaczają to w szczególności osoby, którym nasze pomysły się średnio podobają. Podobno ten zwyczaj pojawił się ok. 2000 roku.

Historia czapki

Zacznę od cytatu z książki Andrzeja Kozioła Alfabet krakowski : „Czapki studenckie – powszechne w Krakowie jeszcze w latach pięćdziesiątych, stopniowo zanikały. Na krótko przywrócił je marzec 1968. Noszenie czapki – podobnie jak noszenie opornika – było wyrazem protestu przeciwko brutalności władz. (W Krakowie milicyjne hordy, gwałcąc odwieczne uniwersyteckie przywileje, spacyfikowały Collegium Novum). Oczywiście najlepsze studenckie czapki – podobnie jak uczniowskie – pochodziły od pana Kurzydły (słynny krakowski czapkarz – przyp. aut.) i tylko on dokładnie znał mowę czapkowych kolorów. Każda uczelnia, każdy wydział pysznił się inną barwą nakryć i ich otoków”. Teraz dopiszę do tego sumę informacji, jakiej udało się nam dowiedzieć od prof. Gajdy (Katedra Historii Medycyny UJCM), prof. Juliana Dybca (Instytut Historii UJ) i prof. Waltosia (Muzeum UJ).

Czapki studenckie powstały po I wojnie światowej w środowiskach Bratniej Pomocy Akademickiej, na wzór dekli korporacji akademickich, ale tak naprawdę na przekór im, bo niezwiązane z żadną konkretną ideologią czy koniecznością odbycia fuksówki. Były to czapki białe (znalazłem nawet określenie „ogólnopolskie”, tj. białe z czerwonym otokiem – za autobiografią prof. Siedleckiego). Noszono je powszechnie w międzywojniu i tuż po, w latach 50. Stopniowo zwyczaj zaginął. Dlaczego? Istnieje parę wyjaśnień.

Otóż czapki nosili także uczniowie techników – jedyną różnicą między nimi a „żakówką” był srebrny, a nie złoty sznurek nad daszkiem. Często uczniowie podmieniali te sznurki, co obniżało oczywiście prestiż czapki studenckiej. Osobną kwestią jest zmiana mody – dużo większa indywidualizacja ubioru niż w latach wcześniejszych. Podobno wpływ na zanik zwyczaju miała także feminizacja studiów – dziewczyny wyglądały ślicznie w czapkach, ale po pierwszym roku przestawały je nosić. Tradycja wróciła w 1968 i 1980/1981 podczas protestów studenckich. Nie przetrwała jednak długo – jedni twierdzą, że dlatego, iż SB tak „przebierała” swoich informatorów, inni, że wszystkich studentów w czapkach pałowano.

Mam jeszcze dwie hipotezy dotyczące śmierci tego zwyczaju uniwersyteckiego. Po pierwsze – fakt pauperyzacji studiów. Po drugie – zawieruchy przy zakładzie czapkarskim Kurzydły po jego śmierci (krakowskie plotki). Przypuszczam, że po prostu mogło zabraknąć innych osób znających kolory wydziałowe i modele czapek. Prof. Gajda ubolewa, że podczas likwidacji jego zakładu przy ul. Świętego Jana pozbyto się tylu modeli nie tyle czapek studenckich, co wojskowych, mundurowych etc., których było podobno w zakładzie bez liku. Sam wiem, ile czasu zajęło mi skojarzenie kolorów wydziałowych. Nikt nic nie wiedział. Po pół roku poszukiwań osobą, która mi pomogła, był Michał Skoczylas – wiceprzewodniczący Samorządu Studentów UJ. Tylko on znał pełną listę kolorów wydziałowych.

Na osobne omówienie zasługuje śpiewnik. Przecież to był jeden z motywów założenia czapki. Wstyd przy zagranicznych studentach, gdy nie potrafiłem z siebie wydukać zbyt wielu przyśpiewek. Pierwszą, niezdarną wersję śpiewnika opracowałem we wrześniu 2009. Drugą, porządną wersję opracował Michał Lenik. To on wpadł na pomysł, żeby rozdawać teksty piosenek na kartkach osobom obecnym na czapkowych zebraniach. Twórcą ostatniej wersji jest Bartosz Maciejewski, który wreszcie stworzył kieszonkowy śpiewnik, taki jak trzeba, dostępny w śmiesznej cenie jako ksero w „Żaczku”. Tak powinno być – śpiewnik tworzony przez studentów dla studentów.

Dużą inspiracją dla nas byli po raz kolejny Belgowie, którzy wydają bardzo dużo śpiewników studenckich – głównie właśnie 
w formacie kieszonkowym. Chciałem nazwać nasz śpiewnik bitu, jak wiele śpiewników w Belgii. Stąd jego tytuł Krakowski Bitu.

Po co w końcu ta czapka?

Integracja międzyrocznikowa, międzywydziałowa, międzyuczelniana i międzynarodowa. To główne cele czapki studenckiej. Chcieliśmy z Kasprem, by coś takiego powstało, choć na początku nie myśleliśmy o niczym więcej, jak tylko o tym, żeby ta tradycja przyjęła się w UJ.

Od pierwszego roku odczuwałem brak elementu, dzięki któremu mógłbym zamanifestować swoją studenckość. Nie ukrywam, że studiując medycynę muszę poświęcić troszkę więcej mojej młodości niż ogół studentów. Nie wynika to z kompleksu wyższości, tylko tak po prostu jest. Może stąd właśnie chęć identyfikacji? Nie ukrywam, że poza tym Wydział Lekarski posiada szeroką symbolikę i silne esprit de corps . Pewnie dlatego inicjatywa o takim charakterze wyszła od nas. Zresztą według profesora Dybca to medycy w „Żaczku” najdłużej nosili czapki w latach 50. i kazali innym studentom mówić na siebie per „pan”. Ciekawe zjawisko.

Ale już całkiem serio – brakuje ciekawych i oryginalnych manifestacji studenckości. Myślę, że to fajna sprawa móc po studiach położyć w domu swoją czapkę na półce całą obładowaną pinsami z różnych imprez i wyjazdów. I móc przede wszystkim założyć ją na absolutorium, a nie żaden zakichany beret oksfordzki.

Oczywiście nie chodzi o to, by się wywyższyć, bo od razu, odkąd czapka zaczęła rozwijać się na medycynie i stomatologii, zapraszaliśmy studentów z innych wydziałów. W tej chwili czapka studencka jest obecna w CMUJ, na Wydziale Historycznym, BiNOZ-ie, Chemii, Filologii i od niedawna na WSMiP.

Naszym celem jest także „desakralizacja” czapki. Jej miejsce nie jest tylko na apelach i uroczystościach przy sztandarach. Powinna być razem ze studentami, przed budynkami uczelni, na rajdach, w tawernie. Kto inny śpiewał In taberna quando sumus, jak nie żacy? Tak samo należy zdesakralizować Gaudeamus, które wcale nie jest poważnym hymnem. Zresztą Gaudeamus śpiewa się do dzisiaj w bardzo nieformalnych okolicznościach w całej Europie Zachodniej. Przecież to nic innego jak „radujmy się, póki jesteśmy młodzi”… Właśnie dlatego chcę wraz z ekipą zapaleńców w Krakowie, by czapka z powrotem stała się manifestacją tego okresu życia. Mamy nadzieję, że pomysł rozprzestrzeni się na całą Polskę.

Tadeusz Hessel

Polskie czapki studenckie w Liege, marzec 2010

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *